Polecane

Dlaczego nie odrabiam zadania z córką czyli historia pewnego kota


  Zanim przejdę do obiecanego postu o kolorach chciałam Wam opisać śmieszną historię, która miała miejsce w zeszłym tygodniu w moim domu. I tym samym odpowiem na pytanie dlaczego nie robię zadań domowych z moja córką :) Brzmi dramatycznie?  Raczej nie. To ja przeżyłam dramat, będący następstwem okazanej przeze mnie pomocy :)
  Ale wcześniej chciałam Wam napisać jak wygląda odrabianie pracy domowej w moim domu. Mój syn Jaś ma 9 lat a Emilia ma lat 5. Dopiero zaczęła szkołę ( tutaj w Irlandii dzieci zaczynają edukacje w wieku lat 5, co według mnie działa świetnie ). 
  Odkąd mój Jaś się uczy,  zadania domowe odrabiam z nim ja. Na początku były ślaczki, malowanki, pierwsze literki. Szło sprawnie bez dramatów. Jaś robi wszystko szybko, często nie zwracając uwagi na kwestie estetyczne. Oczywiście upominam go za to z lepszym lub gorszym skutkiem. Według mnie chłopcy tacy są. I nie będę jakoś strasznie przeżywać nieperfekcyjnych liter czy małej plamki w zeszycie. Wracając do tematu, zadania z Jasiem są dla mnie czynnością dosyć łatwą. Chłopak jest zdolny, ale bywa leniwy. Matematyka idzie mu łatwo, marudzi z układaniem zdań. No cóż, nie można lubić wszystkiego. 
  
  Moja Emilka jak już wspomniałam zaczęła w tym roku edukację. Pełna zapału w nowym zielonym mundurku wkroczyła w świat nauki i zabawy. Zadowolona, zakochana w nauczycielce, każdego dnia z uśmiechem na ustach pakuje różowy tornister. Dla porównania ostatnio w plecaku mojego syna znalazłam 2-tygodniowego precla i kartonik po soczku chyba z września. Ach te chłopaki...
   Jakieś 3 tygodnie temu zaczęły się zadania domowe mojej córki.  Mówię wiec do męża mego : Ja odrabiam zadania z Jasiem ty zajmij się Emilią. Ok doszliśmy do porozumienia. 
Tomek wziął sobie do serca pracę z Emilką. Szło sprawnie i perfekcyjnie do czasu, aż ja wkroczyłam do akcji. Wspomnę tylko, że moja córka jest bardzo ambitna jeśli chodzi o jej szkolę. Trochę mnie to przeraża z jednej strony, ale z drugiej myślę, że to po mamusi.

  Pewnego popołudnia mąż był zajęty i mama chciała pomóc córeczce. Tematem pracy była jesień i pokolorowanie symboli tej pory roku. Jeż, liść, drzewo dla mnie łatwizna myślę. Zaczęłyśmy kolorować. Wszystko wygląda pięknie, zbliża się finał, gdy nagle odkrywam wytyczne tego zadania. I robi mi się słabo, bo w informacji jest napisane jakich dokładnie kolorów trzeba użyć. Patrzę na Emilię z przerażeniem w oczach. Jej oczy za to robią się coraz węższe ( zupełnie jak u jej taty jak ma nerwa ). I zaczyna się :
- Tatoooo mama zepsuła mi zadanie - krzyczy coraz głośniej
- Jak można zepsuć zadanie pięciolatce? - pyta Tomek
- Kotek lepiej nic nie mów - odpowiadam cicho ja 
Okazało się, że jeż miał być czerwony,liść zielony a drzewo żółte. Gdzie tutaj logika myślę?
Emilia jest w dramacie, ja nie mogę przestać się śmiać ( myślę teraz, że był to śmiech nerwowy) . Tata kiwa głową. Ja mu pokiwam... Staram się ratować sytuację. Przepraszam, tłumaczę. Ale Emilia jest zrozpaczona
- Zepsułaś mi zadanie, nie lubię Cię, co ja teraz zrobięęę- płacze
Moja mistrzyni histerii jest nie do okiełznania. Muszę działać. Biorę gumkę i wszystko mażę. Na szczęście kolory ładnie schodzą. Uffff sytuacja opanowana. Córka się uspokaja, chociaż w jej oczach nadal widać złość. Uśmiecham się nieśmiało i elegancko ewakuuję się z kuchni. Obiecuję sobie, że to ostatni raz....

  Kolejny nadszedł trzy tygodnie później. Mąż robi obiad, Emilka skupiona na zadaniu. Za chwilę woła nas i prosi o pomoc w narysowaniu rysunku. Ja zapominając o ostatniej porażce mówię do niej :
- Kochanie namaluję Ci kotka 
- Dobrze mamusiu super
Z zapałem zabieram się do pracy. Po chwili na kartce pojawia się mały siedzący kotek z wąsem. Jestem z siebie troszkę dumna. Oddaje pracę Emilce i nagle słyszę krzyk :
- Mama zepsuła mi zadanie Tatoooo
 O nie znów się zaczyna, myślami wracam do poprzedniego zdarzenia.
- Ten kot jest okropny, ja go nie chcę - płacze Emilka
-Emilko przecież on jest słodki, mama nie umie innego - tłumaczę 
- I po co się wtrącasz w zadania, ja już mam nauczkę - dodaje mąż
Po czym zagląda w kartkę i patrzy na mnie z politowaniem
- Przecież ten kot wygląda jakby narysowała go dwunastolatka - mówi
- No już przesadzasz, jest spoko - walczę do końca 
- Emilko mama nie chciała zepsuć Ci zadania - głaszcze córkę po główce
  Sytuacja jest dramatyczna. Skołowana ja, płacząca Emilia i niczemu winny kot, który po chwili zmienia się w czarna plamę. Emilia postanowiła go poprawić. Poddalam się i przysięgam sobie, że to ostatni raz kiedy ukochana mama zechce wesprzeć córkę artystycznie. Wychodzę do innego pokoju i wybucham śmiechem. Sytuacja tragi-komiczna. Dramat córki, współczucie ojca i wszystkiemu winna ja. Oj nie, kocham Emilkę, ale myślę, że lepiej wychodzi jej współpraca z tatą.

 Wolę odrabiać zadania z Jasiem, na razie niech tak pozostanie. Idzie jakoś tak sprawniej i łatwiej... Tak to jest z tymi naszymi dziećmi, doprowadzają do szału ale i rozśmieszają.  Każde inne z innym charakterem. Trzeba się ich po prostu nauczyć. Wtedy życie na pewno będzie łatwiejsze . Tego nam wszystkim życzę w ten chłodny, niedzielny wieczór.

Buziaki

B

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty