Przejdź do głównej zawartości

Polecane

Dlaczego nie odrabiam zadania z córką czyli historia pewnego kota

  Zanim przejdę do obiecanego postu o kolorach chciałam Wam opisać śmieszną historię, która miała miejsce w zeszłym tygodniu w moim domu. I tym samym odpowiem na pytanie dlaczego nie robię zadań domowych z moja córką :) Brzmi dramatycznie?  Raczej nie. To ja przeżyłam dramat, będący następstwem okazanej przeze mnie pomocy :)   Ale wcześniej chciałam Wam napisać jak wygląda odrabianie pracy domowej w moim domu. Mój syn Jaś ma 9 lat a Emilia ma lat 5. Dopiero zaczęła szkołę ( tutaj w Irlandii dzieci zaczynają edukacje w wieku lat 5, co według mnie działa świetnie ).    Odkąd mój Jaś się uczy,  zadania domowe odrabiam z nim ja. Na początku były ślaczki, malowanki, pierwsze literki. Szło sprawnie bez dramatów. Jaś robi wszystko szybko, często nie zwracając uwagi na kwestie estetyczne. Oczywiście upominam go za to z lepszym lub gorszym skutkiem. Według mnie chłopcy tacy są. I nie będę jakoś strasznie przeżywać nieperfekcyjnych liter czy małej plamki w zeszycie. Wracając do tematu, zadan

Witam Was kochani :)

  

Tak wiele razy chciałam coś napisać, wrócić do Was i znów dzielić się smutkami i radościami dnia codziennego. Każdego dnia miał być ten dzień, i zawsze coś odbierało mi chęci...czy czy za szybko mijający czas, moje lenistwo i Netflix :) Niestety tak to w życiu bywa..leci tak strasznie szybko i kiedy chcesz coś zrobić to zaraz orientujesz się, że minął miesiąc a później rok od naszego postanowienia. Przykre, ale prawdziwe. Przyznacie mi na pewno rację, że dzieciństwo trwało tak strasznie długo..dni ciągły się niemiłosiernie,a noce były tylko ładowaniem baterii na dzień następny. Kiedy się dorasta, czas przyspiesza. Jak pociąg..dzieciństwo to osobowy, który wlecze się w nieskończoność i zatrzymuje na każdej stacji, lata pomiędzy 20 a 30 to pośpieszny jedzie dosyć szybko, ale mamy czas się zatrzymać i popatrzeć przez okno. Dorosłość to Pendolino, pędzi 300 na godzinę i w dwie godziny jesteś w Warszawie. Tak właśnie wyglada nasze życie. Ale nie ma co się załamywać, tak już po prostu jest i naprawdę szkoda marnować te nasze szybko mijające chwile na bzdury i zamartwienie się bez sensu. Przynajmniej warto nad tym pracować.


  Czemu wróciłam? Może dlatego, że jest we mnie mnóstwo emocji i dobrych i złych. A kiedy zbierają się we mnie to nie ma jak ich uwolnić. W tym właśnie pomaga mi pisanie.. mogę w bezpieczny i spokojny sposób się ich pozbyć i tym samym podzielić cząstką siebie. Ostatnie wydarzenia w Polsce wzmagają ten stan, niestety ilość złości gromadzi się po każdych wiadomościach i zostaje ze mną na dłużej. Bo jak tutaj się nie wkurzać?? Ale o tym powstanie osobny post ;) 

  Jestem w Polsce już ponad rok. Ciężko uwierzyć, że ten czas tak zleciał. Przecież mam wrażenie, że to było wczoraj jak obładowani naszym irlandzkim autem psem na tylnim siedzeniu, przejechaliśmy granicę Polski i zaczeliśmy nowe życie.  No masakra.. Rok spędzony na ogarnianiu nowej rzeczywistości, a kiedy wszystko zaczęło się układać przyszedł czas pandemii. I wszystko się spieprzyło.. Sytuacja nas przygniotła i do tej pory nie puszcza i nie pozwala żyć normalnie. Czasem mam naprawdę doła i myśle, czy jeszcze będzie normalnie, jak kiedyś?? Słuchając wiadomości, dostosowując się do kolejnych obostrzeń, zaczynam w to  wątpić. Ja optymistka, której mottem było " Będzie dobrze, wyluzuj" naprawdę miewam doły..Nie do pomyślenia. 

  A wiecie co jest śmieszne i tragiczne zarazem? W marcu znalazłam pracę, po długim czasie szukania zajęcia i siedzenia w domu nareszcie mogłam zrobić coś dla siebie. Byłam naprawdę szczęśliwa. Firma fajna, kasa spoko i lokalizacja świetna. Dokładnie w czasie moich pierwszych dni nowego życia przywędrował do nas Pan Wirus. I pokrzyżował wszystkie moje plany. Tak pracę miałam, ale z domu. W firmie byłam tylko trzy razy. Na rozmowie kwalifikacyjnej, podpisać umowę i odebrać laptopa.. śmiech przez łzy.  Od marca pracuję w domu. Pan wirus zagościł się na dobre, zapalił papieroska i nalał sobie winka. I patrzy na nas wszystkich, którym spieprzyło się życie i zapewne śmieje się z nas głośno. 

  Naprawdę się cieszę, że mam pracę, jestem zdrowa i mam o niebo lepiej niż właściciele biznesów, które upadły z hukiem i już się nie podniosły. Ale jest we mnie mnóstwo złości, niedowierzania..jestem wkurwiona na tą całą sytuację i ciężko mi patrzeć w przyszłość, bo za rogiem widzę kolejną porcję nauczania zdalnego i ograniczenie naszej wolnośći. Muszę o tym więcej napisać, myślę, że powstanie osobny post, bo ogrom emocji, który się we mnie narodził ciagle rośnie..

W cieniu tego całego syfu jest i światełko w tunelu. Mały groszek, ktoś kto nas zaskoczył, ale po czasie ucieszył i zmieni nasze życie na pewno. Czy już się domyślacie? Nasze wakacje w Białogórze były pomimo pandemii bardzo gorące i dziś jestem w 4 miesiącu ciąży :) Na pewno wielu z Was zatkało..ze mną było podobnie. Ale czas ma to so siebie, że uspokaja, pozwala spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Na początku szok, łzy z biegem czasu spokój i radość. Tak miało być i wiem, że wszystko się ułoży. Dzieciaki to jedyne istoty, które pomimo tego, że wnerwiają każdego dnia, kochasz ich najmocniej i ta miłość jest inna, oddana i na zawsze. Dlatego bedę mieć kolejną istotę do kochania, a miłości jest we mnie wiele :)

Mam nadzieję że będe wracać systematycznie, niczego nie obiecuje. Przetrawcie newsa, i wracajacie tutaj. Wasza obecność będzie moją mobilizacją.. Strasznie się za wieloma z Was stęskniłam. Pomimo tego, że jestem u siebie i nie zmieniłam zdania co do powrotu do Polski, wielu osób mi brakuje. I miejsc również.. Miałam przylecieć w czwartek..coż jak zwykle plany. Teraz planować sobie można, ale zakupy w Biedronce. Chociaż to też niedługo może się zmienić..

Będe uciekać kochani, życzę Wam cudownego wieczoru.. mam nadzieję, że wszyscy jesteście zdrowi i szczęśliwi. Trzeba wierzyć, że jeszcze będzie piękniem sciągniemy te okropne maski i spojrzymy w przyszłość z nadzieją..




Buziaki..Pa


Komentarze

Popularne posty